Strona główna » Przemysław Cecherz o Vinecie, Cartusii, Warcie, KSZO, Wieczystej, aferze match-fixingu [WYWIAD]

Przemysław Cecherz o Vinecie, Cartusii, Warcie, KSZO, Wieczystej, aferze match-fixingu [WYWIAD]

0

Przemysław Cecherz to dobrze znana kibicom postać. To trener pracujący w zawodzie blisko 20 lat, który żadnego wyzwania się nie boi. Ostatnio prowadził kluby z mniejszą marką. Zapraszamy na ekskluzywny wywiad, w którym nie brak ciekawych wątków. Miłej lektury!

Dla postronnego kibica obecne miejsce w tabeli Vinety Wolin może być sporym zaskoczeniem. A dla Pana? 

– Nie ukrywajmy, też nie spodziewałem się tego, aczkolwiek patrząc na ten zespół jak trenuje, jak jest zaangażowany to spodziewałem się czegoś dobrego i to się potwierdza. Udało nam się pozyskać takich zawodników, których nam akurat brakowało. Mówimy o Japończyku – Eriya Omura, który jest typową „6”, a przez której brak cierpieliśmy. No i udało nam się pozyskać Kacpra Kasperowicza, który również z tej linii obrony jako środkowy obrońca daje duży spokój i przede wszystkim jakość w odbiorze piłki. To były takie dość kluczowe transfery, które były nam potrzebne. Poza tym mamy bardzo ciekawych młodzieżowców. Naprawdę nie ma problemu, który gra, bo każdy daje jakość. To jest naprawdę duży kapitał na III ligę. Piłkarsko bardzo dobrzy chłopcy. Także spore zaskoczenie to dla mnie nie jest, bo spodziewałem się czegoś dobrego, ale wiadomo każdy ma w pamięci Vinetę walczącą do ostatniej kolejki o utrzymanie i myślę, że dlatego jest takie zaskoczenie, bo chyba nikt nie spodziewał się, że zespół tak szybko pójdzie w górę, ale jakoś udało się dopasować do tego co zawodnicy potrafią i lubią grać. 

Vineta pod wodzą Cecherza jest obecnie wiceliderem III ligi gr. II. Fot. Vineta Wolin

Co skłoniło Pana do podjęcia pracy w Wolinie? 

– Telefon! Co tu dużo mówić. Otrzymałem telefon. Zawsze to jest nowy rejon w Polsce, w którym nie byłem, bo zachodnio-pomorskie było dla mnie obce. Fajny rejon, fajni ludzie – pokazali mi jaki jest projekt Vinety, co by chcieli, w którą stronę ma się to rozwijać i popatrzyłem na kadrę, popatrzyłem jak to wyglądało, patrzyłem na jej mecze, wiedziałem, że jest parę rzeczy do poprawienia i może być to zupełnie niezły zespół i chętnie podjąłem pracę. Tak jak mówię – trener, który nie pracuje niestety się cofa. Lepiej pracować w niższej lidze niż nie pracować wcale. To jest ileś podjętych decyzji, to jest ileś odbytych treningów, to jest ileś rozegranych meczów. To są doświadczenia, których nikt nigdzie nie zdobędzie dopóki sam nie poprowadzi zespołu. To jest kolejne moje doświadczenie, kolejny mecz. W sumie mam ich chyba 1100. I każdy jakoś zaskakuje. Także to mnie skłoniło do pracy – lubię pracować! 

Dlaczego Warta Sieradz zdecydowała się z Panem pożegnać mimo tego, że utrzymał ją pan w III lidze?   

– Przyczyn to tak do końca nie poznamy. Postanowiliśmy się po prostu rozstać. Powiem tak. Nie wiem czy to był wcześniejszy plan, bo nigdy nie rozmawialiśmy o tym, że jak się utrzymamy to automatycznie kontrakt zostanie ze mną przedłużony. Nie było nigdy takiej rozmowy. Po prostu było zadanie żeby utrzymać Wartę. W tej sytuacji jaka była to było „mission impossible”, bo było to właściwie niemożliwe. Ale ciężka praca sztabu i chłopców spowodowała, że zaczęliśmy zdobywać punkty, strzelać gole i udało się utrzymać Wartę. Potem nie wiem czy zadecydowały finanse czy zadecydowało coś innego, trudno mi powiedzieć. Ale na pewno jakiś wpływ miały na to finanse. Dzień później miałem telefon z Vinety i tak to się skończyło. 

Z Cartusii Kartuzy odszedł pan, bo nie chciał być kojarzony z aferą match-fixingu? 

– Tam ogólnie ze względu na to zrobił się bałagan w klubie. Wszyscy mieliśmy tego dosyć. Potem wiele dowiedzieliśmy się o tym zespole. Zaczęliśmy inaczej na siebie patrzeć, w zespole było inaczej. Wyniki przez to nie mogły być inne, także lepiej po prostu było się rozstać. I z resztą dobrze to potem zrobili działacze, bo wymienili całą kadrę, zostawili młodych zawodników i myślę, że to była jedyna słuszna droga w takiej sytuacji. To była straszna rzecz i nawet nie chce mi się wspomnieniami do tego wracać, bo aż się chce człowiekowi wymiotować chce.  

A jak wyglądało od środka pana drugie podejście w KSZO Ostrowiec Świętokrzyski? Zwolniono pana po 5. kolejce...

– To było jedne wielkie zamieszanie. Powiem tak. Poszedłem do KSZO mając dobre wspomnienia ze wcześniejszego pobytu tam. Okazało się, że ludzie się zmienili, zarząd się zmienił. Wyglądało to śmiesznie. Dyrektorem sportowym zrobił się Paweł Kapsa, który przebywał za granicą. Menadżerowie zwozili piłkarzy “wagonami”. Nie szło na to patrzeć. Postarałem się parę gwarantujących jakość nazwisk wyciągnąć. Potem miała być dalsza budowa tego zespołu i rozwój zawodników, ale wyników nie było. Powiedziałem im co myślę o nich i co myślę o tym zespole i co trzeba zrobić. Następnie była decyzja. Nigdy nie będę prosił o pracę. Jeżeli coś mi się nie podoba to będę mówił wprost. 

Patrząc na ostatnie wydarzenia w Wieczystej Kraków uśmiecha się pan delikatnie pod nosem? Obiektywnie patrząc, Wieczysta najlepszą piłkę grała za pana kadencji. 

– Na pewno większość ludzi myśli, że człowiek ma jakąś satysfakcję. A ja powiem, że ze względu na to, że z właścicielem bardzo się lubimy i jesteśmy w stałym kontakcie, bardziej mi jest żal. I to taki szczery żal, że to nie idzie w tą stronę, w którą powinno iść i tego po prostu mi szkoda najbardziej. Coraz lepsi zawodnicy, a gra tego zespołu jest coraz słabsze. Nie ukrywam, że oglądam jej mecze, bo cały czas jestem emocjonalnie związany z Wieczystą i naprawdę ta gra pozostawia wiele do życzenia. Mając takich zawodników zupełnie inaczej to powinno wyglądać. Widzi pan, teraz jestem w Vinecie, wcześniej w Warcie. Ma się zawodników różnych, ale na pewno nie tej klasy i potrafi się wygrywać mecz po meczu, a co dopiero mieć zawodników z przeszłością reprezentacyjną, czy zagranicznych. Wynik to powinna być formalność. Potem ewentualnie patrzeć na to czy zespół grał źle, czy miło dla oka, czy się rozwija i to powinno być do poprawiania, a nie wynik. Tego najbardziej mi szkoda. 

Cecherz pracował w Krakowie od lipca 2019 roku do czerwca 2021 roku.

Pracował pan w Wieczystej dwa lata. Pana następcy średnio 200 dni. Z czego może wynikać taka dysproporcja? 

– Tak jak powiedziałem wcześniej. Właściciel robi wszystko, żeby gra zespołu przynosiła mu radość. Jeżeli on się męczy oglądając mecze to następstwem jest wymiana kadry i zwolnienie trenera. Wiem jaką on lubi piłkę. Uważam, że dobrze reaguje, no bo jeżeli on spełnia wszystkie warunki, żeby zespół tak mógł grać no to musi wymagać.  

Czy Sławomir Peszko jako trener mógłby się sprawdzić? 

– To zawsze boisko zweryfikuje. Na pewno może się sprawdzić. Jest to chłopak, który grał na najwyższych poziomach i reprezentacji, także ma pojęcie i zna się na piłce i zawodnikach. Wiadomo, że przejście z zawodnika na trenera jest trudne. Tym bardziej, że pracujesz z zawodnikami, z którymi przed chwilą grałeś. To nie jest łatwe, a bardzo trudne. Ale znając Sławka i jego charakter to powinien sobie poradzić. Jestem z nim w kontakcie, także w razie czego zawsze jestem w stanie mu pomóc. Liczę na to, że taka reakcja właściela może pomóc zespołowi. Czekamy na efekt. Bardzo bym się cieszył jakby wyszło Sławkowi.  

fot. Wieczysta Kraków

Obecnie pracuje pan w III lidze, ale pańskie CV jest dużo bogatsze. Chciałby pan jeszcze pracować w wyższych ligach? Niedawno był pan przymierzany do Stali Mielec.  

– Jasne, że tak! Często rozmawiam z byłymi działaczami, z którymi pracowałem i nawet ci co mnie zwalniali i wymieniali na innych, dzisiaj rozmawiają ze mną i mówią może nie wprost, że zrobili błąd. W gruncie rzeczy te zespoły grały dobrze za mojej kadencji. Czy weźmiemy Chojniczankę Chojnice, gdzie zwolniono mnie z 3-4 miejsca z zaległym meczem i zastąpiono mnie Maciejem Bartoszkiem, gdzie ja zdobyłem 21 punktów w 14 meczach, a Bartoszek zdobył tyle samo punktów do końca sezonu. Gdyby nie te “moje” punkty to Chojniczanka już by wcześniej spadła z I ligi. I to samo w innych zespołach, gdzie naprawdę dużo meczów wygrywałem i grałem ładną piłkę. Człowiek wciąż się uczy i rozwija. I to nie jest tak, że ja odcinam kupony. Piłka zmienia się na tyle, że trzeba na bieżąco coś zmieniać i samemu wymyślać by zaskoczyć przeciwnika. A powiem panu, że czasami to nawet w III ligach łatwiej to wprowadzać, bo nie masz presji i możesz sobie wiele rzeczy ryzykownych przećwiczyć i sprawdza się to.

Czy byłem przymierzany do Stali Mielec? Nie mogę potwierdzić, bo nie miałem kontaktu. Słyszałem to z doniesień medialnych, ale konkretnej propozycji nigdy nie miałem.  

Co pan sądzi o dawaniu szans młodym trenerom, szczególnie w III lidze

– Lepiej młody Polak, niż z Łotwy, Litwy, Ukrainy, Czech czy Słowacji. Powinniśmy dbać o rozwój swoich trenerów. Z drugiej strony. Ta otoczka wokół młodych trenerów jest za dobra. To znaczy – za dobre chwalimy, ale za nic nie ganimy. Mówię tu o prasie i nagonce na starszych trenerów. Przychodzi fala na młodych trenerów, nie sprawdzą się to biorą doświadczonych. Daniel Myśliwiec pracował ze mną w Chojniczance. Wiedziałem, że to jest chłopak, który prędzej czy później będzie pracował w I lidze i Ekstraklasie, bo znałem jego wiedzę i podejście. To było pewne. W innych przypadkach boisko weryfikuje. Młodzi trenerzy mają jedną zaletę – są tani, bo chcą na siłę pracować. Pamiętam jak zaczynałem pracę na szczeblu centralnym to był 2004/2005 rok to starsi trenerzy dzwonili, pytali i dbali, żeby rynek trenerski się nie zepsuł. Dziś kiedy jest napływ młodych, rynek jest zachwiany. A że w niektórych klubach nie mają finansów to biorą młodego, nie starego. Bardzo cenię to co ostatnio powiedział Waldemar Fornalik. On powiedział o poszczególnych zespołach prowadzonych przez młodych trenerów i to doceniał, ale nie rozumiał zachwytu nad nimi. Dlatego, że oni mówią pięknie – przestrzeń, wypełnienie przestrzeni, finalizacja, wypełnienie pola karnego. Tylko, że to nie różni się od wyjścia na wolne pole, wyjścia na prostopadłą piłkę. Podanie prostopadłe a wertykalne to jest to samo! To tak jakby ktoś mówił o budowie jajka na miękko. To jest dla nas normalne i o tym nie rozmawiamy. Nikogo to nie obchodzi.

Czego panu życzyć? 

– Awansów! Tego zespołu, który prowadzę i tych które prowadziłem.

About Author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *